Nawet niezły ten film. Nudzić się na nim nie można, bo muzyka wpada w ucho i popisy akrobatyczne powalają na kolana. Jeff Bridges jest cholernie sympatyczny jako surowy, ale kochany trener, który ciągle się wzrusza. Ale że fabuła jest schematyczna, to już chyba nikt nie zaprzeczy. Źli w ostatniej chwili pokazują dobre oblicze i "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Krótko mówiąc udało się w zgrabny sposób przemycić parę moralnych wartości i to pod taką postacią, żeby teenagers nie przełączyli po kwadransie na "My sweet sixteen".